Wileńszczyzna - utracona ziemia, utracona...
Dotychczasowe polskie Wilno, jedyne jakie znałem z dnia na dzień stało się rosyjskim, a następnie litewskim. W ciągu kilku lat wszystko się pozmieniało. Trwała wojna. Na ulicach rozbrzmiewały niezrozumiałe dla nas słowa. W domu mimo wszystko rozmawialiśmy po polsku. Utraciliśmy ziemię, ale nie przestaliśmy czuć się Polakami.
Żyliśmy w ciągłym strachu. Baliśmy się rządów sowieckich. Pociągi rosyjskie nieustannie kursowały w tę i we w tę, nie mogliśmy czuć się bezpiecznie. Litwini natomiast traktowali nas poprawnie. Nie było mowy o głodzie, gdyż do miasta cały czas przywożono nową żywność. Wznowiono nawet wydawanie polskiej prasy. Jednak dobre stosunki między dwoma narodami nie potrwały długo. Z czasem wyłoniły się ruchy nacjonalistyczne wśród Litwinów. Zmieniono nazwy ulic i dzielnic na litewskie, nakazano usunięcia wszelkich polskich napisów i szyldów z przestrzeni publicznej. O wiele poważniej zrobiło się gdy Litwini pozbawili obywatelstwa wszystkich, którzy nie mogli wykazać się przynależnością do narodu litewskiego. Fakt urodzenia się i spędzenia całego życia w Wilnie nie miał najmniejszego znaczenia. Cudzoziemiec, czyli osoba pozbawiona obywatelstwa miał ograniczony dostęp do jakichkolwiek praw. Nie mógł podjąć pracy w żadnej instytucji państwowej. Rozpoczęły się masowe zwolnienienia, a co za tym idzie drastycznie wzrosło bezrobocie i ubóstwo. W szkołach wprowadzono język litewski i pojawił się szereg akcentów antypolskich, takich jak niszczenie godeł czy portretów m.in. marszałka Piłsudskiego. Rząd litewski nie zapomniał również o prasie i kulturze. Gwałtownie zaostrzono cenzurę, a wiele gazet i czasopism polskich przestało się ukazywać. Zaczęto wcielać również chłopców do wojsk sowieckich. Część Polaków planowała "przeczekać" i żyła w nadziei, że wszystko jeszcze wróci do normy, w tym właśnie niektórzy członkowie mojej rodziny. Inni próbowali wszczynać bunt przeciwko nacjonalistycznym tendencjom, co nie kończyło się dobrze... Ja należałem do trzeciej grupy, ale o tym opowiem kiedy indziej.
Dodaj komentarz