Repatriacja ludności po II Wojnie Światowej...
Jak już wspominałem wielu chłopców wcielano do wojsk sowieckich. Bardzo bałem się, że i mnie może to spotkać, dlatego w 1947 roku wraz z najstarszą siostrą Bronisławą wyjechaliśmy "bydlęcymi wagonami" na ziemie odzyskane. Wiele nas to kosztowało, bo pozostawienie rodziny nie było łatwym zdaniem. Mama nie mogła wyjechać. Była już starszą kobietą więc zdrowie jej na to nie pozwalało. Rodzeństwo zostało z nią na Litwie, wierząc, że jeszcze kiedyś będzie tam Polska. Mówili, że przecież jeszcze wrócimy, dlatego ktoś musi pilnować dobytku. Tata zmarł dwa lata wcześniej. Władze sowieckie nie zabraniały Polakom pozostać w dotychczasowym miejscu zamieszkania, jednak w przypadku inteligencji, mieszkańców miast oraz osób o dużej świadomości narodowej stosowano często bezwzględne środki nacisku mające na celu "zachęcenie" do opuszczenia Wileńszczyzny. Z drugiej strony Sowieci bali się jednak, że nagły wyjazd chłopów doprowadzi do poważnego kryzysu żywnościowego na Litwie.
Przed wyjazdem wraz z siostrą musieliśmy spełnić szereg wymagań. Sporządziliśmy szczegółowe spisy majątku, by następnie trafił on do "nowych gospodarzy". Opuściliśmy miejsce, w którym się wychowaliśmy. Pierwsza szkoła, miejsca randek, groby najbliższych. Rozstaliśmy się z rodziną i przyjaciółmi. Teoretycznie dostaliśmy stosowną rekompensatę za pozostawione mienie ruchome i nieruchome, ale nie było to w stanie wynagrodzić nam opuszczonej ojczyzny.